Irmina przeżyła wypadek czołowy, po kilku dniach lekarze powiedzieli rodzinie, że będzie już umierać. Wtedy wyszła z ciała i zobaczyła ciemną krainę czyściec i drogi do piekeł. Następnie przyszedł Jezus i zabrał ją do pięknej krainy światła. Irmina dokładnie opisuje co widziała. Widziała wszystko z sufitu. mówi pani Ola, która przeżyła śmierć kliniczną. Redakcja poleca. Gwiazdy, które przeżyły śmierć kliniczną. 6.8K views, 217 likes, 116 loves, 27 comments, 117 shares, Facebook Watch Videos from Medugorje: "Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy. Mario, Ty To, że aktorka przeżyła śmierć kliniczną, potwierdził niedawno jej biograf Marcin Wilk: "Organizm Ireny, choć wyczerpany i wyniszczony, jest wyjątkowo silny. Ma jeszcze siłę, by nabrać Ewelina widziała śmierć Pawła na własne oczy. To jej mąż jest podejrzany o zbrodnię. Śledczy sprawdzili, czy jej zeznania są wiarygodne Szokująca przepowiednia pojawiła się w Stanach Zjednoczonych. Mała dziewczynka, która przeżyła swoją śmierć kliniczną zobaczyła Jezusa, który pokazał jej Jana Pawła II w piekle. Czy to możliwe, że szatan podsunął taką wizję dziecku? Mała dziewczynka ze Stanów Zjednoczonych przekazała światu to, co miał pokazać jej Jezus gdy była w stanie… 365 views, 3 likes, 2 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Magiczne Atelier: ,, Przeszła przez piekło. Była na samym dnie. Czuła tak Jaki tytuł ma ta książka lub opowiadanie ( o kobiecie,która przeżyła śmierć kliniczną ) ? No więc była taka kobieta,która nie wierzyła w Boga,któregoś dnia chyba trzasnął ją piorun i ta kobieta przeżyła śmierć kliniczną. Pisała,że widziała niebie i piekło. Po tym co się stało zaczęła wierzyć w Boga. Dzisiaj jest szczęśliwą matką i spełnioną aktorką. Ma tysiące fanów, dzięki roli Barbary Milewskiej w telenoweli „Klan”. Ale Aldona Orman przeżyła piekło. Zdiagnozowano u niej sepsę. Z powodu powikłań, zapadła w śpiączkę a później doznała śmierci klinicznej. O traumatycznych doświadczeniach opowiedziała Olkowi Sikorze i Małgorzacie Tomaszewskiej na kanapie Pierwsze spotkanie z Marią, która po śmierci klinicznej, przeżyła transformację. Dzisiaj pomaga innym.https://zrzutka.pl/w7a87e PROSIMY O WSPARCIE DLA STUDI kBt74v. Widziałem Jezusa poza ciałem jest życie, śmierć kliniczna świadectwo z wiadomości. Nastolatek z USA zasłabł na w-fie i na 20 minut wyszedł z ciała. Przyszli do niego aniołowie i Jezus. Ten 17-letni piłkarz grający w szkole średniej twierdzi, że widział Jezusa po upadku w klasie siłowni i przez 20 minut bez serca. Zack Clements, z Brownwood, w Teksasie, został zabrany do szpitala, gdzie lekarze pracowali, aby go ożywić po tym, jak upadł, podczas biegania sprintem w jego szkole w Akademii Życia Victory 5 maja. Gdy lekarze zamierzali stwierdzić śmierć Zacka, jego puls powrócił i został on wysłany do Szpitala Dziecka w Fort Worth. W kilka dni później obudził się w jednostce intensywnej opieki. Zack powiedział, że zobaczył Jezusa tuż przed odzyskaniem impulsu. "Gdy byłem poza ciałem w tych 20 minutach, zobaczyłem mężczyznę, który miał długie włosy i brodę, a to nie zajęło mi wiele czasu, aby zdać sobie sprawę, że to był Jezus" - powiedział CBS Dallas-Fort Worth. "Podszedłem do niego, położył dłoń na moim ramieniu i powiedział mi, że wszystko będzie w porządku i nie martw się", dodał. Ojciec Zacka, Billy Clements, powiedział, że choć niektóre mogą uznać historię jego syna za niewiarygodną, on i jego rodzina widzą boski cud jako jedyne wyjaśnienie dla powrotu do życia Zacka. Bo on się obudził i powiedział nam coś, co przeżył. To po prostu nie możesz tego wytłumaczyć. Po ludzku nie jest możliwe wyjaśnienie tego wydarzenia - powiedział CBS. Matka Zack, Teresy Clements, przyznała również, że Jezus pomógł przywrócić syna do życia. Powiedziała do CBS: "Cieszę się, że postanowił dać mi z powrotem moje dziecko. Zack planuje powrót do szkoły po tym jak lekarze usuną go ze szpitala, co może nastąpić w ciągu najbliższych kilku dni. Jego upadek nadal jest niewyjaśniony przez specjalistów medycznych. , 2017-10-10 Przypisane tagi Przeczytaj również Śmierć nie istnieje - kardiolog opisuje przypadki śmierci klinicznej - życie po życiu Spotkania kardiologa z niewytłumaczalnym i dowody na życie po życiu. W swojej książce opisał ponad 20 historii, które potwierdziły jego wiarę w Boga. Dostarcza dowody na istnienie życia po życiu, i że śmierci wcale nie powinniśmy się obawiać. A wszystko to w oparciu o swoją lekarską praktykę – ponad 30-letni staż i prywatne przeżycia śmierć syna. O walce duchowej - ks Piotr Glas Trwa zatem walka sił zła i dobra o to co wybierzemy. I to nie jest taka sobie walka, to walka na śmierć i życie i to nasze życie! Demony mają setki strategi do tego abyśmy w ostatecznym rozrachunku w chwili spotkania z Bogiem tak wstydzili się naszych grzechów abyśmy nie chcieli mu ich pokazać i uciekli przed tym sądem. Czarny Protest Nie dla barbarzyństwa wobec kobiet! Martwa dziecka nie urodzę! Moje ciało, mój wybór! Chcemy kochać, nie umierać! Budujecie piekło kobiet! Ratujmy kobiety! Brońmy kobiecej godności! Macice wstały z kolan! Nie jestem żywym inkubatorem! Moja macica, moja sprawa! Piekło kobiet trwa! Z Ciebie nic nie będzie! Jezus uzdrowił alkoholika "Krzosek, z ciebie nigdy nic nie będzie!" - słowa, które Henryk Krzosek usłyszał w młodości od nauczyciela, zaważyły o wielu latach jego późniejszego życia, które naznaczyły alkohol i życie na ulicy. Chciał już się zabić kiedy Bóg w krytycznej chwili uzdrowił zranione serce Henryka i pomógł odzyskać utraconą godność. To może Cię również zainteresować Jak rozpoznać Bożą wolę w naszym życiu? Boża wola w naszym życiu Rozeznawanie Bożego Planu - Grzegorz Kurowski Terebint - Konferencja w oparciu o Słowo Boże o tym czego pragnie Bóg w naszym życiu i jak my mamy poznawać Jego wolę dla nas. Przebaczenie i uzdrowienie zranień wewnętrznych Jeśli czujesz się nieszczęśliwy, to nie dlatego, że takie nieszczęścia Cię spotkały, tylko dlatego, że nie chcesz zmierzyć się z życiem takim jakie jest. Uzdrowienie z ran jest procesem, wymaga czasu i motywacji, którą jest miłość, prawda i dobro. Widziała Jezusa poza ciałem niebo i czyściec. Śmierć kliniczna życie po życiu Pani Genowefa ciężko chorowała i w 2013 roku przeżyła śmierć kliniczną, widziała niebo i czyściec oraz szatana z piekła, spotkała Maryję, Jezusa, Św. Ojca Pio i bliskich zmarłych znajomych. 'Weszłam tym razem do bardzo jasnego pomieszczenia, które było przedzielone szybą od sufitu do podłogi. Podeszłam zaciekawiona i za tą szybą zobaczyłam piękny ogród, pełen kwitnących kwiatów i krzewów.' Uwielbienie Jezusa z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie Wołomin Kochani chciałbym was zaprosić na uwielbienie do Wołomina gdzie będziemy modlić się o uzdrowienie i uwolnienie. Opowiem tam szczegółowo o cudzie uzdrowienia mojego synka Jakuba, który miał zapalenie mózgu i leżał chory na intensywnej terapii a Jezus uzdrowił go w 100%. Zapytałam spowiednika, czy powinnam o tym wszystkim mówić ludziom. Odpowiedział: „tak, powinnaś mówić jakie dobro, czyli niebo nas czeka, gdy będziemy wierni Bogu”. Oto mocne i wymowne świadectwo naszej Czytelniczki Gieni, (na stronie pisze pod nickiem „Zinka”), która przeszła śmierć kliniczną i spotkała się z Panem Jezusem. Gienia jest osobą chorą, ale wierzy, że Pan Jezus już ją uzdrawia. Jest rozmodlona, dużo czyta Pismo Święte, uwielbia Boga i bardzo kocha Pana Jezusa. Lubi dzielić się Bogiem, rozmawiać o Nim i przyznawać się do Niego publicznie. Przy tym jak mówi: „jestem cholerykiem i zdarza się, że wybucham, codziennie miałabym się z czego spowiadać, muszę walczyć z niecierpliwością. Jestem wielkim grzesznikiem.” A mimo wszystko Pan Jezus inaczej patrzy na człowieka, niż my, bo patrzy na serce. Zapraszam – przeczytajcie cierpliwie i sami wyciągnijcie wnioski. ŚWIADECTWO GIENI – ŚMIERĆ KLINICZNA W 2013 roku po przebytej kolejnej reoperacji kręgosłupa lędźwiowego, druga i trzecia operacja tydzień po tygodniu, trzy operacje w pół roku. Niewyobrażalny ból, nie pomagały silne środki przeciwbólowe i sterydy w kroplówkach. W święto Matki Bożej Anielskiej zaczęłam rehabilitację. Wbrew zaleceniom lekarskim posadzono mnie na wózku inwalidzkim przed zrobieniem EKG – trwało to 1,5 h, był piątek. Wróciłam na salę, czułam, że serce wali mi jak chce, skuliłam się i powoli umilkły głosy z sali, a ja znalazłam się w jasnym tunelu. Pierwsze osoby, które zauważyłam to były czarne postacie w kapturach, szły do mnie, aby mnie przestraszyć. Przed operacjami byłam u Spowiedzi świętej i przyjęłam sakrament Namaszczenia Chorych. W tym czasie odmawiałam egzorcyzm „Święty Michale Archaniele”, był on niezwykle skuteczny, złe duchy uciekały w popłochu. Potem znalazłam się w moim domu rodzinnym, znajdującym się od szpitala ponad 160 km, zobaczyłam męża siedzącego w fotelu, w ogromnym bólu i rozpaczy. Zrobiło mi się go żal, bo wcześniej był u mnie i nie pokazywał mi żadnych emocji, ale cały czas mnie wspierał i dodawał otuchy. Jego postać była we mgle. Za chwilę też we mgle, zobaczyłam męża, jak rozmawia z moją siostrą. Był załamany, siostra go pocieszała, powtórzyłam im później przebieg tej rozmowy. Oboje przytaknęli, że taka rozmowa się odbyła. Widziałam potem też we mgle, siostrę mojego męża, jak rozmawia ze swym bratem i bratem mojego męża. Niezbyt pochlebnie się o mnie wyrażała i o tej całej sytuacji. Wręcz krzyczała zbulwersowana do telefonu. Też później powtórzyłam jej tę rozmowę, w odpowiedzi zaczerwieniła się. Nie miałam wpływu na to co widzę i słyszę. Najbardziej chciałam zobaczyć swoje dzieci, ale ich nie widziałam. Znów znalazłam się w tym tunelu i znów na spotkanie wyszły mi złowrogie, czarne postacie w kapturach. Odmawiałam egzorcyzm i one uciekały. Cały czas się modliłam i wzywałam Boga Ojca, Pana Jezusa i Matkę Najświętszą na pomoc. Wtem weszłam do ciemnego pomieszczenia, usłyszałam czyjeś kroki i usłyszałam głos mojego zmarłego brata, który popełnił samobójstwo pod wpływem alkoholu, miał do tego słabość. Dzięki Bogu kilka dni wcześniej odbył spowiedź i przyjął Komunię św. Mój brat był dobrym chłopakiem, ja osobiście wiele mu zawdzięczam. Odezwał się: „witaj Gieniu”, odpowiedziałam: „to już 28 lat, jak umarłeś, bardzo mi ciebie brakuje”. Brat odrzekł: „Ale ja wiem, co się u ciebie działo przez te wszystkie lata, że wyszłaś za mąż i masz dwójkę dzieci”. Jeszcze chwilkę realnie porozmawialiśmy, gdy nagle brat zadał mi pytanie: „czy przechodzisz na drugą stronę?”, pomyślałam wtedy o swojej rodzinie. Ale brat uprzedził moją odpowiedź i powiedział ze smutkiem, „jednak chcesz wrócić do męża i dzieci”. Odpowiedziałam: „tak”, czułam jak odchodzi smutny. Gdy ze mną rozmawiał w ogóle się go nie bałam. Wyszłam z tego czarnego miejsca i wciąż byłam w tym jasnym tunelu, nadal się modliłam i odmawiałam koronkę do Bożego Miłosierdzia. Weszłam tym razem do bardzo jasnego pomieszczenia, które było przedzielone szybą od sufitu do podłogi. Podeszłam zaciekawiona i za tą szybą zobaczyłam piękny ogród, pełen kwitnących kwiatów i krzewów. Tuż przy szybie zobaczyłam zmarłą 10 lat temu na raka głowy – przyjaciółkę. Byłam u niej na pogrzebie, miała zdeformowaną twarz po operacjach, lecz tu zobaczyłam ją taką jak była zdrowa. Była piękna, ubrana w białą, bufiastą sukienkę. We włosach, które miała spięte był przyczepiony z boku kwiat. Uśmiechała się do mnie, pomachała dłonią, poczułam się raźniej. Ale nadal wzywałam Boga i Panienkę Przenajświętszą. Wtem usłyszałam kołatanie kołatek, jak w czasie Triduum Paschalnego. Zobaczyłam zbliżającą się do mnie, jakby figurę Matki Bożej. Zatrzymała się tuż nade mną, ale była za szybą. Ubrana była w czerwoną sukienkę i niebieski płaszcz. Upadłam na kolana i schyliłam głowę, nie czułam się godna, aby na Nią patrzeć. Powiedziałam: „dziękuję Ci Mateczko Przenajświętsza, że odpowiedziałaś na moje wołanie i modlitwy. I teraz do mnie przyszłaś, zobacz o Pani w jakiej jestem sytuacji, konam z bólu. Błądzę w tym tunelu i do tego cały czas atakuję mnie złe duchy. Błagam pomóż mi Mateczko”. Nagle znów usłyszałam odgłos kołatania i zobaczyłam jak Maryja oddala się ode mnie. Zrozpaczona krzyknęłam: „Mateczko Przenajświętsza nie zostawiaj mnie tu samą”. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam niedaleko mnie św. O. Pio, byłam zdziwiona jego obecnością, gdyż go nie wzywałam. Jestem pewna, że zesłała mi go Maryja. Od razu podbiegłam do niego i zaczęłam mówić: „św. o. Pio, ty tak bardzo cierpiałeś, miałeś stygmaty ran Pana Jezusa, ból był nieodłącznym towarzyszem twego życia, wiem, bo czytałam o tobie książkę. Ja teraz też bardzo cierpię, wiem, że mnie rozumiesz, do tego ciągle atakują mnie złe duchy. Pomóż mi, ochroń mnie przed nimi – i zaznaczyłam – błagam cię tylko mnie nie opuszczaj”. O. Pio nic nie odpowiedział, ale wyciągnął do mnie swoją prawą rękę, w której miał różaniec. Zrozumiałam, że mam go odmawiać. Tak też zrobiłam. Nie mając ze sobą różańca w tym tunelu, odmawiałam go z chórami anielskimi. Jest to taka metoda odmawiania różańca, której nauczyły mnie siostry zakonne. Chodziliśmy w tym tunelu i modliliśmy się, każdy z osobna. A gdy tylko pojawiły się złe duchy, zakonnik wychodził do przodu, machał kilka razy wyciągniętą prawą ręką, w której trzymał różaniec. A one szybko uciekały i od tej chwili przestałam się już bać. W sobotę rano ocucono mnie i zapytano, „czy chcę przyjąć Komunię św., bo przyszedł kapłan?”. Łzy płynęły mi po policzkach, przyjęłam Pana Jezusa. Poczułam się umocniona duchowo. Znów znalazłam się w tym tunelu, gdzie cały czas od piątku wieczorem, aż do nocy z soboty na niedzielę był ze mną św. o. Pio. Zaprowadził mnie do pewnego wejścia w formie łuku i w tym momencie zniknął. I z tego wejścia wyszedł Pan Jezus, wyglądał tak jak na zdjęciu, które zrobił Mu brat Elia i tak samo był ubrany. Chrystus uśmiechnął się szeroko i objął mnie ramieniem, lekko dociskając, jakby na przywitanie. Nie czułam już zupełnie bólu i na widok naszego Pana od razu o nim zapomniałam. Można to przyrównać do bólu rodzenia, matka czuje ból, ale gdy się rodzi dzieciątko, ze szczęścia od razu o tym bólu zapomina. Nasz Pan mówił do mnie łagodnym głosem, cały czas żartując, czym mnie bardzo rozśmieszał. Szkoda, że nie pamiętam teraz o czym rozmawialiśmy. Oboje śmialiśmy się. Stwierdzam, że nasz Pan ma ogromne poczucie humoru. Pan Jezus prowadził mnie objętą Jego ramieniem, szybko i żwawo. Jest On bardzo energiczny, a przy tym naturalny. Byłam bardzo szczęśliwa, radosna i uśmiechnięta. Nie czułam dystansu, że On jest Bogiem, a ja nędznym i grzesznym prochem. Rozmawialiśmy jak dwoje przyjaciół. Chrystus zaprowadził mnie do dużego pomieszczenia, gdzie widziałam ściany, ale nie było w nim mebli. Tylko z mojej lewej strony, na stojaku stało duże lustro. Pan Jezus powiedział, abym przed nim stanęła. I do aniołów – dwóch lub trzech, którzy się tam pojawili powiedział: „przynieście tę białą szatę”. W krótkim czasie jeden z tych aniołów przyniósł wiszącą na wieszaku białą sukienkę. Nasz Pan powiedział do mnie: „przymierz ją”. Obejrzałam się w lewo, szukając jakiejś przymierzalni, gdy nagle zauważyłam, że ja już jestem przebrana. Sukienka była biała bez ozdób, z długimi rękawami i sięgała mi do kostek. Krzyknęłam zachwycona: „Panie Jezu ona na mnie idealnie pasuje”. A nasz Pan się uśmiechnął i odrzekł: „ona została uszyta na miarę” i dodał: „przyjrzyj się sobie uważnie cała”. Dopiero spojrzałam na swą twarz, długo się przyglądałam i znów wykrzyknęłam: „Panie Jezu to ja?” On się uśmiechnął i odpowiedział: „oczywiście, że ty”. Nie mogłam siebie rozpoznać, byłam dużo młodsza, niż moje wtedy 45 lat. Nie miałam żadnych zmarszczek, blizn na twarzy. Z przodu miałam pięknie spięte, do góry blond włosy, z tyłu zaś były rozpuszczone, sięgały prawie do pasa, a boki były upięte spinkami, które się bardzo mieniły. Dla mnie było to wtedy oczywiste, że to diamenty, więc nie zapytałam się o to Pana Jezusa. Wyglądałam naprawdę prześlicznie, o wiele lepiej niż w dzień ślubu. Nagle nasz Pan mnie zawołał i pamiętam, że wtedy poczułam ukłucie bólu w sercu i pomyślałam, „a jednak umarłam, co z moimi dziećmi? (syn jest autystyczny) Co z mężem?” Ale zaraz przyszła następna myśl: „trudno, nie mam na to wpływu, widać taka wola Boża, muszę się z nią pogodzić, przecież codziennie o jej wypełnienie się modlę”. Znów Pan Jezus objął mnie ramieniem i zaprowadził mnie do nie dużego pomieszczenia, gdzie panował półmrok. Zobaczyłam tam leżącą na katafalku, bez trumny, moją znajomą, która kilka dni wcześniej umarła i modliłam się za nią, od razu ją rozpoznałam. Chrystus stanął naprzeciwko niej, a ja stanęłam obok. Nasz Pan zapytał się mnie: „czy ją oświecić?” Zrozumiałam, że nasz Bóg pyta mnie, „czy ją zbawić?” Wiedziałam, że ona rzadko chodziła do kościoła, ale po tym co się później stało wierzę, że zdążyła pojednać się z Bogiem przed śmiercią. Od razu zaczęłam prosić Pana Jezusa: „błagam Cię Panie, zbaw ją, ona była bardzo dobrą kobietą, pomagała córce w wychowywaniu dzieci”. Nie musiałam dłużej prosić. Zobaczyłam, jak nasz Pan podnosi prawą rękę i szeroka smuga światła oświeciła tę kobietę całą. Zaraz ona wstała uśmiechnięta i w tej jasności przeszła obok nas. Ja zaś znalazłam się gdzieś w szerokiej przestrzeni, gdzie było bardzo dużo ludzi ubranych na biało. Oni wszyscy zaczęli do mnie podchodzić dookoła i witać się ze mną. Obejmowali mnie ramieniem i lekko przyciskali. Czułam się zawstydzona tą całą sytuacją. Gdy wszyscy się ze mną przywitali, zobaczyłam tworzącą się procesję, chorągwie, kapłana w stroju liturgicznym. Zapytałam się jednej z tych osób: „co teraz będzie?” Usłyszałam odpowiedź: „Idziemy z orszakiem do nieba”. Wtem zobaczyłam, jak przed moimi oczami, odsuwa się bardzo powoli kotara, taka jaka jest na scenie teatralnej i powoli zaczął się wyłaniać zza niej las. Od razu usłyszałam śpiew ptaków, szum wiatru i co najważniejsze czułam zapach tego lasu. Była to dla mnie bardzo miła niespodzianka, bo miałam ogromne pragnienie, o którym nikomu nie mówiłam – poczuć zapach lasu i go zobaczyć. Byłam przeszczęśliwa. Nagle kotara się zasłoniła i został tylko Pan Jezus i ja oraz anioł, który stał z boku. Pan Jezus powiedział – „twoją szatę zabieramy, już widziałaś jak wyglądasz. Zabieramy ją na przechowanie, ona na ciebie poczeka, a teraz musisz wrócić do męża i dzieci, bo oni ciebie potrzebują”. I w jednej chwili zobaczyłam, jak anioł trzymał powieszoną na wieszaku moją sukienkę wraz z nałożonym na nią workiem foliowym. Spojrzałam na siebie, już byłam ubrana normalnie, w dresach. Pamiętam, że złapałam się za włosy, już nie było tej pięknej fryzury, tylko jak wcześniej, miałam je spięte w koński ogon. Jak bardzo nie chciałam wracać. Czułam intuicyjnie, że może wrócić ból, więc podbiegłam do Pana Jezusa i zaczęłam Go prosić, aby mnie uzdrowił. Chrystus odpowiedział: „bądź cierpliwa”. Zaczęłam spadać w dół, ale ja znów wróciłam do Niego, błagając o uzdrowienie. Nasz Pan znów mi odpowiedział: „bądź cierpliwa”. Znowu zaczęłam spadać w dół i nie wiem jakim cudem wróciłam do naszego Pana trzeci raz. I wtedy w akcie rozpaczy, upadłam przed Nim na kolana, cały czas prosząc o uzdrowienie. Pan Jezus podniósł mnie z kolan i stanowczo mi oznajmił: „powiedziałem ci, bądź cierpliwa”. Uśmiechnął się i zażartował: „ach te kobiety”. Gdy spadałam w dół usłyszałam głos Pana Jezusa: „do tego cierpienia byłaś przygotowywana przez całe twe życie”. Zapytałam: „Panie, czy miałam wykonać jakieś zadanie?” Chrystus odpowiedział: „tak”. Zapytałam: „jak wypadłam?” Usłyszałam: „jesteś dzielna, mój Ojciec jest z ciebie zadowolony”. Nagle poczułam ból w organizmie, ale już nie taki jak wcześniej. Pomyślałam: „żyję”. Było to wczesnym rankiem w niedzielę. Jakże byłam szczęśliwa, że Pan Jezus mnie pochwalił, bo w szpitalu prawie przez wszystkich byłam uważana za nawiedzoną, bo codziennie czytałam Biblię, odmawiałam różaniec, przychodził do mnie ksiądz z Komunią św., słuchałam Mszy Św. A także w czasie naszych rozmów z pacjentami broniłam kapłanów. Miałam też objawy nieadekwatne, jak inni po operacjach. Zaraz po kilku miesiącach od pobytu w szpitalu, gdy zrobiono mi badania, okazało się, że to była przewlekła borelioza, na którą potem leczyłam się ok. dwa lata. Tak łatwo innym było mnie osądzać, że się użalam nad sobą, wyolbrzymiam ból itp. Byłam poddawana nieustannym przeciągom, powodowały one u mnie dodatkowe cierpienia. Czułam się też niezrozumiana, wyśmiana, a nawet wyszydzona. Oczywiście przebaczyłam wszystkim modląc się o ich nawrócenie i zbawienie. Dłuższy czas się zastanawiałam czym było, to co widziałam? Miałam myśli, że mogło to być jakieś przedstawienie diabelskie, ułuda. Postanowiłam, że zapytam się spowiednika, lecz gdy poszłam do spowiedzi, było do niej wiele ludzi, a ja też nie byłam w stanie długo klęczeć. Postanowiłam, że jako osoba chora, wezwę księdza do domu. I nie wiem dlaczego sprzeciwił się temu mój mąż. Patowa sytuacja. Jakież było moje zdumienie, kiedy w pierwszą sobotę miesiąca, ujrzałam księdza w drzwiach. Ucieszyłam się, że mąż go jednak wezwał, więc korzystając z sytuacji, wyspowiadałam się i opowiedziałam księdzu szczegółowo to wszystko co widziałam i słyszałam. Spowiednik mi odpowiedział: „to co przeżyłaś jest rodzajem śmierci klinicznej, to na pewno nie była ułuda, a tym bardziej przedstawienie diabelskie, bo diabeł nie kazałby ci odmawiać różańca, tak, jak kazał ci św. O. Pio i w ogóle razem się modlić”. I mówił dalej: „swego brata nie widziałaś, bo on jest w czyśćcu. Przyjaciółka w ogrodzie pełnym kwiatów jest w niebie, ale ty tam jeszcze nie byłaś. (Oddzielała nas szyba). A zbawiając twoją znajomą, Bóg spektakularnie odpowiedział na twoją modlitwę za jej duszę. Miałaś iść do nieba, ale Bóg dla jakiegoś celu zostawił cię na tym świecie”. Zapytałam spowiednika, czy powinnam o tym wszystkim mówić ludziom. Odpowiedział: „tak, powinnaś mówić jakie dobro, czyli niebo nas czeka, gdy będziemy wierni Bogu”. Po wyjściu księdza, który zostawił mi wizytówkę, podziękowałam mężowi, że go wezwał. Mąż był bardzo zdziwiony, stanowczo twierdził, że nie wzywał kapłana. Zadzwoniłam szybko na komórkę księdza, domyślając się, że przyszedł do mnie przez pomyłkę. A ten zdziwiony odpowiedział: „ale przecież GPS mnie do pani zaprowadził”. I szybko się wyjaśniło, że wezwano go do innej chorej, u której ostatecznie był również tego dnia. Wiem, że w życiu nie ma przypadków, że to Pan Jezus przysłał tego księdza do mnie, aby odpowiedział mi na wszystkie pytania i dzięki temu odzyskałam spokój duszy. Chwała Panu Jezusowi. Z Panem Bogiem – Gienia Niech to świadectwo będzie umocnieniem dla naszej wiary i napełni nas ogromną nadzieją. Fot: zakrevski / Śmierć kliniczna jest stanem, w którym organizm ludzki nie daje żadnych oznak życia. Oznacza zatrzymanie akcji serca, krążenia i oddychania przy zachowanej aktywności elektrofizjologicznej mózgu. Zabiegi reanimacyjne mogą przywrócić funkcje życiowe. Podczas śmierci klinicznej utrzymuje się aktywność elektryczna mózgu, co może tłumaczyć doświadczania osób, które przeżyły ten stan. W przypadku śmierci biologicznej aktywność mózgu zanika. Śmierć kliniczna – co to jest? Śmierć kliniczna występuje zawsze w kolejno zachodzących po sobie procesach. Zazwyczaj przechodzi w biologiczną, ale w niektórych przypadkach można jeszcze przywrócić funkcje życiowe. W trakcie śmierci klinicznej występuje aktywność mózgu, którą można stwierdzić za pomocą badania EEG. Pierwszym etapem jest agonia, w trakcie której dochodzi do upośledzenie czynności układu oddechowego i krążenia oraz ośrodkowego układu nerwowego. Agonię dzielimy na trzy fazy: życie cząstkowe (vita reducta), życie minimalne (vita minima) oraz letarg. Ostatnia faza nazywana jest też śmiercią pozorną, w trakcie której funkcje krążeniowo-oddechowe są utrzymane na minimalnym poziomie, nieoznaczalnym dla lekarza. Stan śmierci klinicznej jest drugim etapem (zachodzącym po agonii) – krążenie i oddychanie nie występują, obserwowalne jest zwiotczenie, brak odruchów na bodźce i bladość. Można natomiast zaobserwować aktywność mózgu, a w komórkach organizmu nadal będą zachodzić procesy metaboliczne, aż ciało nie wyczerpie wszystkich dostępnych zasobów energii. Dochodzi wówczas do rozwoju trzeciego etapu śmierci, czyli życia pośredniego (vita intermedia), nazywanego też życiem tkankowym (organizm nie funkcjonuje, ale poszczególne komórki wciąż są żywe), który oznacza jednocześnie rozwinięcie się czwartego - ostatniego etapu śmierci, czyli śmierci biologicznej. Śmierć kliniczna – objawy Na skutek zatrzymania krążenia i funkcji oddychania, tlen nie dopływa do układu nerwowego, który jest bardzo wrażliwy na jego niedobory. Już po upływie od 3 do 5 minut zaczynają obumierać komórki kory mózgowej. Szybkie przywrócenie krążenia w stanie śmierci klinicznej daje szansę całkowitego powrotu do zdrowia, bez nieodwracalnych uszkodzeń mózgu. Przyjmuje się, że przywrócenie funkcji życiowych możliwe jest jedynie w czasie pierwszych 4 minut śmierci klinicznej (jeżeli nie były prowadzone czynności reanimacyjne). Wyjątek stanowi hipotermia – jeżeli osoba w stanie śmierci klinicznej jest również w stanie hipotermii, wówczas czas przywrócenia funkcji życiowych wydłuża się niekiedy nawet do kilkunastu minut (w zależności od temperatury głębokiej ciała). Sytuacja taka jest możliwa, ponieważ u osób w hipotermii dochodzi do zwolnienia metabolizmu organizmu. Śmierć kliniczna a reanimacja i przywrócenie funkcji życiowych Po upływie czasu uznanego za możliwy do przywrócenia funkcji życiowych bez nieodwracalnych następstw dochodzi do częściowego lub całkowitego obumarcia mózgowia. Jeżeli funkcje życiowe zostaną przywrócone po 4 minutach śmierci klinicznej, wysoce prawdopodobne są trwałe uszkodzenia mózgu i tzw. stan wegetatywny (PVS – ang. persistent vegetative state) poszkodowanej osoby. Nie jest on jednak tożsamy ze śmiercią mózgu. Zobacz także: Co to nerwica wegetatywna - przyczyny, objawy, leczenie i rozpoznanie Zgon, czyli śmierć biologiczna, definitywna, może zostać stwierdzona tylko w przypadku śmierci pnia mózgu. Historie ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną Nie każda osoba, która przeżyła stan śmierci klinicznej, opisuje czego wówczas doświadczyła i doznała. Jednak relacje wielu ludzi są bardzo podobne, stąd też często o śmierci klinicznej mówi się w kategoriach „doświadczania śmierci” (NDE – ang. near death experience). Często opowiadają oni o szeregu doświadczanych doznań, z których najczęściej powtarzają się: słyszenie głosów osób zgromadzonych przy umierającej osobie, słyszenie głosu lekarza, który orzeka zgon, słyszenie krótkiego dźwięku porównywanego do brzęczenia bądź buczenia, doświadczenie przebywania poza ciałem. W opisach często pojawiają się relacje ze spotkań ze zmarłymi członkami rodziny, a także spotkanie z istotą, która jest różnie określana w zależności od religii, ale opisywana jako świetlista i „wyższa” od człowieka. Będące w stanie śmierci klinicznej osoby doświadczają też panoramicznego przeglądu swojego życia, ale towarzyszy im błogie uczucie spokoju – nie boją się śmierci, nie odczuwają żadnego bólu ani negatywnych emocji. W relacjach pojawia się także doświadczenie konieczności powrotu do życia, czasem pojawiają się również głosy oznajmiające, że jeszcze nie czas na śmierć. Osoby, które doświadczyły śmierci klinicznej, po przebudzeniu często nie potrafią jej opisać słowami, ponieważ doznania były tak intensywne. Zdarza się również, że nie chcą mówić o swoim doświadczeniu z obawy przed wyśmianiem. Zobacz także: Apoptoza i nekroza, czyli śmierć komórek w organizmie O ile sceptycy określają te relacje mianem halucynacji, o tyle nie czyni tego nauka, ponieważ przeżycia pokrywają się niezależnie od miejsca zamieszkania, wieku i rasy doświadczających ich osób. Zdaniem naukowców doznania śmierci klinicznej są skutkiem zaburzeń w prawidłowym funkcjonowaniu mózgu na skutek niedotlenienia, zatrucia i zaburzenia poziomu neuroprzekaźników. Zobacz film: Co wiesz o mózgu? Budowa mózgu. Źródło: 36,6